piątek, 8 lutego 2013

Rozdział 1

Słońce powoli wstawało, ze swego snu. Mozolnie wspinało się po ciemnym niebie rozjaśniając je i dodając blasku ulicom. Promienie powoli szły po chodnikach i krawężnikach, po trawnikach i po podjazdach oświetlając je i ukazując kolorowe motyle, kwiaty i stwory narysowane różnokolorową kredą. Miasto powoli budziło się do życia.
            Niektórzy jeszcze smacznie spali, otulenie ciepłem kołdry i być może wtuleni w tą drugą osobę.  Bezpieczni  i marzący bez skrępowania. Nie śniły im się koszmary, sny były ubrane w kolorowe barwy, odpychające od siebie smutek, nienawiść i rozpacz.
            Jeszcze inni we wczesnych godzinach wyszli z domu, dobrze ubrani, pozostawiając bez słowa swojego partnera bądź partnerkę i śpieszący się do pracy. Byli wysoko cenionymi politykami, biznesmenami, bądź też byli dyrektorami wielkich firm i musieli często podróżować.
            Świat posiada też ludzi, którzy, balowali całą noc, a teraz próbują dostać się do domu. Alkohol, papierosy, narkotyki i długa zabawa zamąciła im w głowach tak, że większość zapomniała jak się nazywa. Część z nich, zupełnie opadła z sił i leżą w centrum miasta, bądź gdzieś na trawniku w swoich wymiocinach i śpią. Rano, jak już słońce będzie na tyle wysoko by można było wyłączyć latarnie, policja zgarnie tych co na czas się nie obudzą i nie wytrzeźwieją.
            Są jeszcze ci, co leżą sami w łóżku, w pół na jawie, wpół we śnie. Kręcą się z boku na bok, nie mogący w spokoju opaść w ciepłe ramiona Morfeusza, więc zaprzestają walki i leżą spokojnie z zamkniętymi oczami i myślą. O przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Wymyślają rozmowy i scenariusze swojego życia, którego spełnienie jest równe wygranej w Totka. Wiedzą, że sen już nie przyjdzie i czekają.
            Liliana należała właśnie do tej ostatniej grupy. Leżała rozwalona na łóżku i myślała. Jej myśli spokojnie płynęły wzdłuż i wszerz ocenu marzeń, bez jakiegokolwiek sensu. Zauważyła na podłodze nieśmiałe promienie słońca, przedzierające się przed dokładnie zasunięte okna  i ręką wyszukała leżący na stoliku nocnym telefon, włączyła ekran. Światło komórki poraziło jej oczy i od razu je zamknęła. Lekko otworzyła prawe oko, tworząc małą, lecz wystarczającą szparkę, by zobaczyć godzinę. Siódma trzydzieści osiem. Głęboko westchnęła, jest sobota, a ona już się ocknęła, właściwie nie mogła się obudzić, bo wcale nie spała.
            Rzuciła telefon na poduszkę obok. Nie chciała już dłużej leżeć bezczynnie w łóżku, więc postanowiła wstać. Powoli poczłapała do łazienki, zgarniając przy tym swoje ciuchy. Znajdując się już za progiem pomieszczenia zaczęła klepać ścianę w poszukiwaniu włącznika. Znalazła i łazienka zatopiła się w świetle żarówki, a Liliana po raz kolejny zaczęła mrużyć oczy. Po omacku położyła ciuchy na szafce i małymi krokami skierowała się w stronę umywalki. Odkręciła kurek i do zlewu poleciła lenia woda. Włożyła ręce pod strumień i umyła twarz. Zakręciła kran i wytarła twarz w jasnozielony ręcznik. Powoli otworzyła oczy i mogła już normalnie patrzeć.
            Przypomniały się jej obrazy z poprzedniego wieczoru. Szalona impreza urodzinowa Diany, jednej z jej najlepszych przyjaciółek. Z imprezy wyszła jakieś trzy godziny temu, przy okazji odprowadziła swoją drugą przyjaciółkę – Camille – do domu, która ledwo mogła chodzić.
            Była bardzo ciekawa co się dzieje z jubilatką. Kiedy opuszczała imprezę większość gości wychodziła, właściwie próbowała wyjść z domu. W miejscu imprezy pozostało paru niedobitków, którzy siedzieli na podłodze z puszką piwa w ręku, lekko kiwając się w takt muzyki. Równocześnie martwiła się o Dianę. Nie była ona typem imprezowiczki, ale jak nadarzyła się okazja bawiła się na całego. Bała się, że po swojej imprezie urodzinowej pojechała taksówką jeszcze do klubu i bawiła się do rana, a nawet dłużej.
            Wzdrygnęła się na tą myśl. Diana miała już osiemnaście lat, potrafiła o siebie zadbać. Spojrzała w lustro i przestraszyła się na ten widok. Miała ogromne wory pod oczami, poszarzałą twarz. Niezależnie od tego jak bardzo nie była by śpiąca, jak bardzo nie chciała by iść spać – nie zasnęłaby, a jakby jej się to udało to tylko na dwie godzinki. Od miesiąca nie potrafiła przespać całej nocy, czasami budziła się ze strachem, siadała na łóżku i uświadomiwszy sobie, że to tylko sen próbowała znowu zapaść się w krainę marzeń, ale nie potrafiła. Czasami nie spała w ogóle, kiedy sen nie chciał ją zmorzyć sięgała na stolik nocny, po, zawsze leżącą tam, książkę i tak trwała do rana. Na szczęście od dwóch tygodni trwały ciepłe wakacje.
            Szybkim ruchem powiesiła ręcznik na wieszaku i zajęła się ubieraniem. Założyła bieliznę, czarne, znoszone, powycierane gdzieniegdzie, z wielką dziurą na kolanie rurki. Całą stylizację podkreśliła  podkoszulkiem z ukochanym zespołem, AC/DC. Zgrabnym ruchem sięgnęła na półkę pod lustrem, po jasny fluid, którym chciała zakryć efekty długich nocy. Dokładnie rozsmarowała kosmetyk na twarzy. Włosy dokładnie rozczesała, wzięła swoją długą grzywkę i spięła ją do tyłu wsuwkami. Niesforny kosmyk blond włosów wetknęła za lekko spiczaste ucho. Wzięła swoją koszulkę, w której spała i poszła do pokoju. Powolnym krokiem doszła do okna, przy okazji rzucając piżamę na łóżko. Złapała zasłony i szybko rozłożyła ręce w dwie przeciwne strony. Pokój zalał się światłem słonecznym.
            Liliana odwróciła się od okna, zerknęła na zegarek wiszący nad drzwiami – siódma pięćdziesiąt dwa. Z westchnieniem podążyła w kierunku drzwi. Jej bose stopy wydawały charakterystyczne dźwięki po dotknięciu z jasną, drewnianą podłogą.
            Podbiegła do schodów. Przez jej stopy przeszło zimno po zetknięciu z białymi kafelkami, więc niewiele myśląc zbiegła szybko ze schodów, lekko przytrzymując się poręczy. Zgrabnie wylądowała na włochatym dywaniku przed schodami. Poruszała palcami od stóp i poczuła przyjemne łaskotanie. Mimowolnie się uśmiechnęła.
            Krocząc po drewnianych panelach, skierowała się w stronę kuchni. Przeszła przez salon, gdzie na beżowej kanapie leżał rozrzucony koc, a na stoliku stała filiżanka z niedokończoną kawą i stertą wydmuchanych chusteczek. Stanęła we wnęce prowadzącej do kuchni. Oparła się o ścianę i obserwowała jak jej mama miesza coś mikserem w misce. Po chwili go wyłączyła, gdy poczuła swąd spalanego ciasta. Postawiła mikser tak, aby kropelki jasnego płynu skapywały do naczynia. Szybko założyła grube rękawiczki, otworzyła piekarnik i z trzaskiem położyła blaszkę na desce do krojenia. Później pokroiła dwie dorodne truskawki – których była cała miska – w ćwiartki i wróciła do miksowania.
            Diana ze smutkiem patrzyła jak jej mama niezdarnie uwija się w kuchni. Pierwszy raz była roztargniona. Robiła wszystko naraz. Jeszcze niedopita kawa w salonie, choć zawsze piła ją w jadalni. Rozrzucony koc, chociaż nigdy nie leżała w salonie i do tego pod kocem, kiedy w domu jest umiarkowanie ciepło, a do tego jest lato. Na końcu jeszcze te chusteczki.
            Płakała? Dlaczego? – zadawała sobie pytania Liliana.
            Mama Liliany zawsze była spokojna. Nigdy nie podejmowała decyzji pod wpływem emocji. Dziewczyna chciałaby mieć to po niej, ale niestety nie miała. Często łapała się na tym, że porównywała siebie i swoją rodzicielkę.
            Liliana była wysoką, szczupłą blondynką z kręconymi blond włosami sięgającymi do polowy pleców. Jej wielkie, zielone oczy, które zawsze tryskały pełnią życia, były okalane długimi, czarnymi rzęsami. Między gęstwiną włosów przedzierały się czubki, lekko spiczastych uszu. Całości dopełniały jeszcze piękne, pełne usta, oliwkowa karnacja, mały, prosty nosek i lekkie, dziewczęce rysy twarzy z wystającymi kośćmi policzkowymi. Kobieta stojąca przy blacie z mikserem w ręku była zupełnie do niej nie podobna. Mała twarz w kształcie serca, chwała się za burzą brązowo-rudych loków. Małe, ciemne oczy, koloru chmur burzowych, tak jakby straciły swój dawny blask. Mały nos, wąskie usta często układające się w kreskę ze zdenerwowania, którego wcale nie okazywała. Wyraźnie rysująca się szczęka, była niemal, do nie przeoczenia. Zaokrąglone biodra, krótkie nogi, niska postawa – córka na pewno nie odziedziczyła po niej figury.
            Blondynka powolnym krokiem podeszła do mamy, która dopiero teraz zauważyła jej obecność Przytuliła kobietę przy okazji całując w policzek.
            - Cześć mamo – mruknęła jej na ucho.
            - Cześć słońce – odpowiedziała, całując z trudnością córkę w czoło.
            Liliana wypuściła kobietę z ramion i poszła usiąść na stołku przy „wysepce” ułożonej z blatów, przy okazji zabierając miskę truskawek, nóż i deskę. Nie odzywając wzięła się za krojenie owoców w ćwiartki, podczas gdy jej mama, po oględzinach ciasta stwierdziła, że nic się nie da uratować i wyrzuciła biszkopt do śmieci.
            - Zgaduję, że na śniadanie będą naleśniki z truskawkami i bitą śmietaną – zaczepiła mamę i uśmiechnęła   się do niej szeroko.
            Theresa uwielbia ten uśmiech. Jest on szczery i przy okazji rozświetla całe pomieszczenie.
            - Masz nosa do tego dania – odpowiedziała, a za chwilę razem wybuchły śmiechem.
            Nastolatka i jej mama pracowały, przy okazji ze sobą rozmawiając. Co chwile się do siebie uśmiechały, a Liliana nie ma odwagi i śmiałości zapytać mamy dlaczego płakała. Postanowiła zostawić to na później. Teraz chce cieszyć się tą chwilą. Po chwili jej mama usiadła naprzeciwko niej, a między nimi postawiła talerz naleśników, miskę pokrojonych truskawek, dwie butelki bitej śmietany. Przed każdą położyła duży talerz i sztućce.
            Liliana pozwoliła matce wziąć pierwszego naleśnika, gdy on zjechał ze sterty, blondynka szybko wzięła jednego dla siebie. Złożyła go na pół, później znowu na pół. Polała bitą śmietaną i położyła na to krwiście czerwone truskawki. Zabrały się razem do pałaszowania jedzenia. Kiedy Liliana jest przy trzecim placku, a Theresa wciskała w siebie drugi, ciszę przerwał dźwięk komórki Liliany, który dochodzi z pokoju na piętrze.
            Nastolatka szybko odłożyła widelec i z pełną buzią pobiegła na schody, powoli przeżuwając. Kiedy wpadła do pokoju telefon przestał wydawać z siebie dźwięki. Podeszła żwawym krokiem do łóżka i wygrzebała telefon z pościeli. Trzymając go w ręce, wyszła z pokoju i zbiegła po schodach. Wchodząc do kuchni telefon po raz kolejny zadzwonił, a po pomieszczeniu rozległy się dźwięki piosenki Tonight, zespołu ROOM 94. Dochodząc na miejsce i siadając, odebrała telefon i trzymała go już przy uchu.
            - Słucham?
            Theresa patrzyła na córkę oparta o oparcie, lewą ręką trzymała na brzuchu, a w drugiej miała szklankę z sokiem pomarańczowym.
            - Tak też myślałam. No dobrze, pojadę. W końcu się z nią przyjaźnię – mówiła jej córka do telefonu, a ona się zastanawiała o co chodzi. Ze skupieniem na twarzy spojrzała na dziewczynę, z nad szklanki i wzięła łyk napoju. – Dlaczego pani nie może po nią jechać? Wszystko załatwione? To dobrze, przynajmniej nie będzie nieporozumień. Do widzenia. – nastolatka nacisnęła czerwoną słuchawkę.
            - Kto dzwonił? – wstając i zbierając talerze, spytała kobieta.
            - Mama Diany. Znowu po imprezie zadzwoniła po taksówkę i pojechała do klubu. Policja znalazła ją śpiącą na trawniku w parku, zabrali i zamknęli ją, aby wytrzeźwiała. Niedawno się obudziła i poprosiła o zadzwonienie do jej mamy, a że ona nie może po nią przyjechać, nie chciała mi powiedzieć dlaczego, ustaliła z komendantem, że ja po nią przyjadę i odwiozę do domu.
            - To miłe z twojej strony – powiedziała kobieta i pomyślała, że Elizabeth – mama Diany – dobrze to wszystko wymyśliła, a Theresa wiedziała dlaczego ona nie może odebrać córki.
            - W końcu się przyjaźnimy – odpowiedziała i włożyła swój talerz do zlewu. – To pożyczysz mi kluczyki, co nie?
            - Jasne, łap – mówiąc to wyciągnęła kluczyki do auta i rzuciła dziewczynie.
            - Jesteś kochana. – podbiegła i przytuliła rodzicielkę.
            Po raz ostatni, pomyślała Therese i szybko pocałowała córkę w policzek.
            Kiedy nastolatka wybiegła z domu łza zakręciła się w oku kobiety, odeszła od zlewu i skierowała się do gabinetu. Tam wyciągnęła czystą kartkę i sięgnęła po swoje pióro. W nagłówku napisała: Kochana córeczko! Pierwsze łzy spadły na kartkę, a po chwili z jej piersi wyrwał się szloch. Odłożyła pióro i zasłoniła twarz dłońmi, po raz kolejny tego dnia płakała.

***

            Liliana powolnym krokiem podeszła do auta, nacisnęła przycisk na kluczu i wszystkie drzwi automatycznie zostały odblokowane. Podeszła do srebrnego pojazdu i usadowiła się na miejscu kierowcy. Włożyła kluczyk do stacyjki, samochód wydał z siebie charakterystyczne odgłosy. Najpierw włączyła odtwarzacz, z którego popłynęła piosenka AC/DC – Highway to Hell. Zapięła pasy, wrzuciła wsteczny. Auto zjechało z podjazdu i wytoczyło się na jezdnię.
            Po cichu śpiewała swoja ukochaną piosenkę. W czasie drogi zdecydowała, że nie pojedzie sama na komisariat, wstąpi zobaczyć jak trzyma się Camille i wyruszy razem z nią. Zaparkowała samochód na krawężniku i żwawo poruszając zgrabnymi nogami podeszła do drzwi i zapukała. Otworzyła jej nastolatka, podbierając lewą dłoń na biodrze.
            - Co tam? – odezwała się Liliana.
            - Czuje się tak jakby przejechał mnie walec drogowy. Wejdź do środka. – odsunęła się robiąc przejście.
            - Nie wyglądasz na taką – odpowiedziała blondynka i obejrzała przyjaciółkę od stóp do głów. Stała boso, paznokcie u stóp miała pomalowane na miętowy kolor. Na sobie miała długą do kostek, zwiewną beżową spódnicę. Spód luźnej, miętowej bluzki był wpuszczony w nią. Czarne jak węgiel włosy miała niedbale związane. Liliana spojrzała na jej twarz. Było widać lekkie oznaki zmęczenia i nie przespanej nocy, ale ona i tak olśniewała urodą. Głębokie, niebieskie jak ocean oczy, otoczone rzędami czarnych rzęs, świetnie pasowały do włosów i bladej cery. Mały pieprzyk pod prawym okiem dodawał jej uroku.  Mały, zadarty nos kontrastował z pięknymi, wydatnymi ustami. Camille była olśniewająca i dobrze o tym wiedziała.
            - Wejdziesz czy będziesz tak stać i się na mnie gapić, jak ciele w malowane wrota? – zapytała ze znużeniem.
            - Właściwie to przyjechałam po ciebie – odpowiedziała ostrzejszym tonem niż planowała. – Diana siedzi w areszcie, jeżeli chcesz możesz ze mną jechać, ale widzę, że nie wiele cię to obchodzi, więc pojadę sama.
            - Diana w areszcie? – oprzytomniała czarnowłosa – Jadę z tobą.
            Włożyła na stopy miętowe sandały rzymianki i zgarnęła z wieszaka torebkę.
            - Nie gniewasz się na mnie? Przepraszam, że się tak do ciebie niegrzecznie odezwałam, ale już z rana mam ciężki dzień. – przystanęły na chwilę – Głowa mi pękała, ledwo dało mi się doprowadzić do takiego stanu. Obudziłam się pół godziny temu. Mama zostawiła durna karteczkę, że jest w pracy i wróci dopiero po dwudziestej drugiej, a ja mam się zajmować smarkaczem.
            - Spoko. Nic się nie stało – powiedziała ze zrozumieniem Liliana.
            - A i jeszcze chciałam ci podziękować, że odprowadziłaś mnie do domu. Znając życie siedziałabym teraz w areszcie razem Dianą.
            - A ja znając życie bym po was przyjechała i was wyciągnęła – odparła lekko i ruszyła w stronę miejsca dla kierowy.
            - Wiem. – Camille się uśmiechnęła – Ale od czego są przyjaciółki – dokończyła zamykając za sobą drzwiczki.
            Kiedy Liliana wkładała kluczyk do stacyjki z domu przyjaciółki wyleciał jej brat. Miał kręcone jasnobrązowe włosy i  zielone oczy. Wszystko odziedziczył po matce.
            Czarnowłosa nie chętnie otworzyła okno.
            - Czego chcesz? – warknęła.
            - Miałaś zostać w domu i mnie pilnować – powiedział z wyrzutem.
            - Masz dwanaście lat – rzekła oburzona. – Kanapki sobie zrobisz, picia nalejesz, tyłek podetrzesz. O czymś zapomniała? Jeszcze chwila i zostaniesz maminsynkiem! A teraz odejdź od auta, wróć do domu, zamknij drzwi i spokojnie czekaj na mój powrót. Wszystko jasne?
            - Ale mama...
            - Mama jest w pracy – ucięła krótko . - A teraz marsz do domu!
            Po tych słowach chłopak zrezygnował, powłóczając nogami doszedł do domu. Przed odjazdem dziewczyny usłyszały trzask zamykanych drzwi i odgłos zamka. Camille po tym ostatnim dźwięku wygodniej rozgościła się w fotelu, czekając aż Liliana ruszy. Dziewczyna przekręciła kluczyk w stacyjce, a z głośników poleciała piosenka Tonight, zespołu ROOM 94.
            - Uwielbiam to – zamruczała Camille i przymknęła powieki.
            Jechały, wsłuchując się w głos wokalisty. Piosenki przeplatały się. Raz leciał Black veil Brides, następnie ROOM 94, później była kolej na AC/DC i Green Day. Rozpoczęła się piosenka zespołu  Evanescence, kiedy podjechały pod budynek policji.
            Powolnym krokiem skierowały się w stronę drzwi, które mocno pchnęła Liliana. W budynku przyjemnie działała klimatyzacja. Od razu podeszła do nich wysoka kobieta, ubrana w policyjny mundur.
            - Dzień dobry. W czym mogę służyć? – zapytała miłym głosem.
            - Dzień dobry. Ja nazywam się Liliana McCrash, to jest moja przyjaciółka, Camille Elev. My przyjechałyśmy odebrać Dianę Ross. Jej mama, Elizabeth Ross, mówiła, że wszystko zostało ustalone  i, że możemy po nią przyjechać. – uśmiechnęła się ciepło.
            - Dobrze. Zapraszam za mną.
            Podążyły za policjantką wąskim korytarzem. Kiedy doszły do celi, Diana leżała na wznak na wąskim łóżku. Spała.
            - Otwórz Charles – powiedziała do grubego faceta siedzącego za biurkiem.  Mężczyzna powoli wstał z fotela i poczłapał do celi z pękiem kluczy. Jego wielki brzuch poruszał się przy tym w górę i w dół. Westchnął cicho i zaczął szukać odpowiedniego klucza. Kiedy znalazł go, otworzył kraty, które wydały z siebie ciche jęknięcie. Nastolatki weszły do celi i bez słowa starały się obudzić Dianę.
            - Diana, obudź się – powiedziała donośnym głosem Camille, kiedy dziewczyna nie reagowała na poszturchiwania. Nie zareagowała tym razem. – Trzeba wyciągnąć drastyczne środki. Odsuń się Lili – oznajmiła to, pochyliła się nad dziewczyną i wymierzyła jej siarczystego policzka.
            Diana spadła z łóżka i od razu zerwała się na równe nogi. Otworzyła szeroko oczy  zobaczyła uśmiechające się do niej przyjaźnie Lilianę i Camille. W pierwszej chwili chciała się na nie rzucić i zapytać jak one tak mogły, ale wiedziała, że nie zrobiłyby nic takiego gdyby udało im się ją obudzić.
            Liliana patrzyła na przyjaciółkę. Na twarzy malowało się nie wyspanie i kac. Miała rozmazany cały makijaż. Ogniście rude włosy sterczały na wszystkie strony świata. Czarna sukienka była podciągnięta o wiele za wysoko, a cieliste rajstopy były porwane.
            Tak, to musiała być przebojowa noc, pomyślała Liliana.
            - Będziemy tak stały, jak te kołki w tej celi? Idziemy – zarządziła Camille i jako pierwsza wyszła z celi za nią podążyła Diana, a pochód zamykała Liliana.
            Pożegnawszy się grzecznie z pracownikami komendy wyszły na dwór. Liliana otworzyła auto przyciskiem. Czarnowłosa usiadła na siedzenie pasażera, Lili otworzyła drzwi od strony kierowcy i wsiadła, Diana z trudem wgramoliła się na tylne siedzenia. Wszystkie zapięły pasy.
            Złotowłosa odpaliła auto i z głośników wystrzeliła piosenka Evanescnece – What You Want.
            - Wyłącz to – powiedziała szybko Diana.
            Kiedy Liliana wyłączyła muzykę, rudowłosa ułożyła się wygodnie, opierając głowę o szybę zamknęła oczy. Nie wyjechały jeszcze z parkingu, a ona już spała.

***

            Roxanne biegła do komnaty Milczącego Rodzeństwa. Po drodze spotkała Emily i szybko oddała jej Cecylii, nie chciała by jej córka była w pokoju z przerażającymi istotami. Przed drzwiami zwolniła, przeczesała włosy ręką, a później przygładziła suknię. Przeklęła w duchu. Była boso.
            No nic, pomyślała, raz się żyje. W końcu nam się coś udało. Brak butów nie popsuje mi humoru.
            Zapukała.
            Wejdź, usłyszała głos w swojej głowie. Jak zwykle się wzdrygnęła. Nienawidziła tego uczucia.
            Popchnęła drzwi i wślizgnęła się do środka. Stanęła przed odzianymi w czarne szaty postaciami. Ich twarze przykrywały obszerne kaptury, ale każdy i tak wiedział jak wyglądają. Lekko się uśmiechnęła i zaczęła mówić:
            - Zachariaszu, Banijaminie, Theodoricu. – spojrzała po kolei na każdego z rodzeństwa. – Dostałam bardzo ważną informację, dlatego sądzę, iż sprawa bitwy powinna być omówiona kiedy indziej.
            Słuchamy cię, odezwał się brat Zachariasz w jej głowie.
            - Chodzi o to, że odnaleźliśmy moją siostrę. Wybrankę. Wiemy dokładnie gdzie jest, gdzie mieszka, z kim się przyjaźni. Moim zdaniem powinniśmy sprowadzić ją tu, do Angel Wings. Żyła przez osiemnaście lat w zupełnej nieświadomości, nie przeszła odpowiedniego szkolenia, które w tym wypadku jest jej potrzebne. Musi zostać jak najszybciej przetransportowana tutaj.
            Doskonale się z tobą zgadzamy. Masz jakiś pomysł jak moglibyśmy to zrobić?, przemówił brat Benjamin.
            - Tak, mam. – Podeszła do drzwi i powiedziała do pierwszego strażnika – Przyprowadźcie mi Nataniela.

6 komentarzy:

  1. To jest świetne. Nigdy nie czytałam czegoś równie dobrego. Te opisy...rewelacja.Postacie są tak realistycznie przedstawione, że czuję się tak, jakbym stała z nimi twarzą w twarz. Z narracją poradziłaś sobie bez żadnego problemu.
    I kto by pomyślał, że czasami wątpisz w swoje możliwości(wiem ja też, ale...)
    Nigdy nie chcę tego słyszeć z Twoich ust!!!Słyszysz? Nigdy. Masz ogromną wyobraźnię i talent i w pełni oba te przymioty wykorzystujesz.
    Wątpisz? Chcesz dowodu? Ależ proszę...
    SPÓJRZ W GÓRĘ! To powinno Ci wystarczyć.
    Cóż, pozostaje mi tylko rzec: Powaliłaś mnie na kolana tym rozdziałem, a boję się czytać kolejne...
    Podziwiam;*Kochanie

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam długie opowiadanie ale u ciebie miałam jeden mankament: cholernie ciekawy rozdział, a mi sie oczy zamykały ;D Ale pożerałam tekst łapczywie jak wampir krew chcąc ciągle więcej i więcej. Rewelacja i proszę powiiadamiaj mnie na gg o kolejnych częściach. pozdrowienia Black...Rose

    OdpowiedzUsuń
  3. Eeee... Ten... Bo masz włączone moderowanie komentarzy, co nie? Bo jak nie, to daj cynk, to jeszcze raz wyślę swoją opinię. Ja moderowanie wyłączyłam, bo mnie denerwowało... xD

    OdpowiedzUsuń
  4. No to ja zacznę od rytualnego wytknięcia błędów (niestety). Nie jest tego na szczęście dużo.

    Na samym początku zamiast napisać ''ulicom'', wtrąciło Ci się ''ulicą''.

    Akapit 6. - Popraw na ''wzdłuż i wszerz oceanu marzeń''.

    Akapit 10. - Tam masz dwa niepotrzebne myślniki (tam, gdzie mowa o leżącej książce). Wystarczą na ich miejscu przecinki.

    Akapit 11. - Po ''zespołem'', gdzie później napisałaś ''AC/DC'' nie powinno być myślnika - również wystarczy sam przecinek.

    Akapit 18. - W czwartej linijce, podczas wymieniania cech, zastosowałaś średniki. Ja bym się ich pozbyła i także na ich miejscach wstawiła przecinki. Masz tam również coś takiego: ''brązowo - rudych''. Nie były to błąd, gdybyś się pozbyła spacji między ''brązowych'', myślnikiem oraz ''rudych''.

    Akapit 19. - Zjadłaś kropkę przed ''Dziewczyna''.

    Ech, i miałam tego kilka więcej, ale odznaczył mi się tekst... xD

    Mniejsza... Właściwie największym błędem jest to, że stosowałaś dwóch czasów - teraźniejszego i przeszłego.

    Przykład: ''Zabierają się razem do pałaszowania jedzenia. Kiedy Liliana jest przy trzecim placku, a Theresa wciska w siebie drugi, ciszę przerwa dźwięk komórki Liliany, który dochodzi z pokoju na piętrze. Nastolatka szybko położyła widelec i z pełną buzią pobiegłana schody, powoli przeżuwając. Kiedy wpadła do pokoju telefon przestał dzwonić.''

    Jest to błąd stylistyczny. Musisz zdecydować, którego czasu będziesz używać. Nie wolno Ci ich ze sobą przeplatać, bo jest to, delikatnie mówiąc, niesmaczne i bardzo niewygodne.

    To tyle z gramatyki. Za to z fabułą jest o wiele lepiej. Jakoś wcześniej nie mogłam dopaść się do bloga, choć powiadomienie dostałam już wczoraj(?). Nie pamiętam...

    W każdym bądź razie... Stale mnie zadziwiasz. Ja sama nie jestem w stanie wycisnąć z siebie tyle tekstu, choć wydarzenia, które przychodzą mi do głowy mogłyby złożyć się w całkiem niecienki tomik.

    Już wiem, kim jest ''wybranka''! ^^ Ta moja umiejętność dedukcji. xD Jak ja lubię wszystkiego się domyślać. xD

    He, wiesz co? Stałaś się moją muzą. Właśnie nabrałam ochoty na pisanie! o.O Powinnaś pisać częściej, bo dzięki Tobie zbieram nie tylko pomysły (oczywiście, o dziwo, całkowicie różnią się one od tego, co Ty tworzysz), ale również z Twojej twórczości emituje coś, co popycha mnie do pisania u siebie. xD

    Czekam na więcej.

    Informuj jak zwykle i pozdrawiam serdecznie...^^

    P.S.
    No i jednak nie wysłałam za pierwszym razem. xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Akapit 8. ostatnie zdanie, zła składnia - "odprowadziła swoją drugą przyjaciółkę – Camille – do domu, która ledwo mogła chodzić."
    Powinno być "odprowadziła do domu swoją przyjaciółkę Camille która ledwo mogła chodzić" lub "odprowadziła swoją przyjaciółkę Camille, która ledwo mogła chodzić, do domu"
    Akapit 19. - " Blondynka powolnym krokiem podeszła do mamy, która dopiero teraz zauważyła jej obecność Dziewczyna podeszła do kobiety i ją przytuliła, przy okazji całując w policzek." - dwa razy jest właściwie to samo, że do niej podeszła, coś mogłabyś zmienić ;)
    To będzie chyba 21. i 22. akapit - raz jest czas przeszły, a raz teraźniejszy. Nie może tak być. Cale opowiadanie jest w przeszłym i powinnaś być konsekwentna ;)
    Ostatnia część po gwiazdkach - "oddała jej Cecylii" - chyba "ją" miało być?

    Świetnie piszesz. Podoba mi się, tylko masz takie długie rozdziały, aż ciężko wziąć się za czytanie.
    Takie dwa równoległe światy... hm.. może być ciekawie ;) Czekam na dalsze części.

    PS. One słuchają tej samej muzyki co ja, więc wnioskuję, że Ty też takiej słuchasz xD Bvb i Room 94 mają w tym roku koncerty w Polsce. Już nie mogę się doczekać ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszyscy tu wytykają błędy, a jak ja napiszę że ten rozdział jest świetny i mi się bardzo podoba, to nikt nie zauważy. xd

    Rozdział bardzo mi się podoba, fabuła jest ciekawa.

    ~Ta od Koreańczyków. xd

    OdpowiedzUsuń